W środę, 19 września miałam okazję być świadkiem wielkiego wydarzenia, niesamowitego widowiska, którego tematem przewodnim była cudowna muzyka, - takie emocje były na koncercie Coldplay w Warszawie na nowym Stadionie Narodowym.
"Tak wyglądało niebo" - pojawia się komentarz fanów, w czytanych przeze
mnie recenzjach, którzy również mieli okazję tam być. Owszem było to
niebo, świetlisty raj.
Nabytymi biletami cieszyłam się już od stycznia. Nie mogłam się doczekać, aż w końcu nadszedł ten dzień.
Wyprawa autokarem z Katowic do Warszawy trwała prawie 6 godzin, z dwoma krótkimi postojami na jedzenie i rozprostowanie kości. Wyruszyliśmy w dniu koncertu około godziny 10.00 rano spod Spodka i na miejsce dotarliśmy, więc po godzinie 16.00. Pogoda nas nie rozpieszczała i nieźle nas zmoczyło podczas około 2 km-owej przeprawy przez Wisłę, oczywiście mostem, z autokaru na stadion. Ciepło niestety też nie było, zaledwie jakieś 15 stopni.
Byłyśmy przy bramie wejściowej na tyle wcześnie, że na szczęście obeszło się bez długiego i męczącego stania w deszczu i zimnie w kolejce. Szybko więc znalazłyśmy się wewnątrz stadionu. Na "Dzień dobry" każdy dostawał tajemniczą kolorową opaskę.
Mimo paskudnych warunków pogodowych dach stadionu był otwarty. Ponoć zespół zaznaczył, że chce moknąć razem z publicznością, więc koncert odbył się pod gołym niebem.
Od godziny 19.00 do 20.45 grały supporty. Na scenie pojawiły się: Charli XCX i Marina and the Diamonds. Jednak jeszcze podczas ich wystepów było wiele wolnych miejsc na trybunach i płycie, jednak im bliżej występu głównego, tym stadion zapełniał się w zastraszająco szybkim tempie. Każdy już kończył dopijać piwo, kawę, dojadał swoją zapiekankę bądź hot-doga. Wszyscy zaczęli już zajmować swoje miejsca i czekali na widowisko.
O godzinie 21.00 zespół pojawił się na scenie, chwilę przed tym rozległa się muzyka przewodnia z filmu "Powrót do przyszłości" - ulubiony film mojego dzieciństwa. Zastanawiało mnie dlaczego akurat tą muzykę wybrano. Okazuje się, że jest to również ulubiony film Chrisa Martina - wokalisty zespołu Coldplay.
Nagle zaczęło się... Pierwsze dźwięki piosenki "Hurts like heaven", kolorowe lasery, fajerwerki, konfetti i blask około 55 tysięcy kolorowych bransoletek fanów dały piorunujący efekt. Żadne zdjęcie ani film nie odzwierciedli tego co tak naprawdę można było w tym momencie widzieć i czuć.
Po zaśpiewaniu "In my place", Chris Martin powitał publiczność słowami "Dobry wieczór" - na co rozległ się entuzjastyczny krzyk i pisk fanów.
W pewnym momencie wśród fanów będących na płycie zostały wpuszczone ogromne balony, które publiczność odbijała w górę do siebie.
A po odśpiewaniu "God put a smile upon your face" Chris rzucił w górę nad sceną gitarę.
Atrakcji było nie mało. Podczas piosenki "Yellow" publiczność uniosła w górę przygotowane żółte balony. Nie zabrakło też hitów takich jak: "The scientist", "Violet hill" i "Princess of China" z wirtualnym udziałem Rihanny.
Kulminacją wieczoru były wykonane, jedna po drugiej, piosenki "Viva la vida", "Charlie Brown" i "Paradise", zakończone słowami Chrisa: "I don't wanna stop, I don't wanna finish, I don't wanna leave Warsaw, I wanna keep go." I w blasku tysięcy xylobands zakończyła się pierwsza część koncertu. I przez 5 min publiczność krzyczała i klaskała prosząc członków zespołu Coldplay o bis.
Zespół wrócił na scenę jednak zaskoczył fanów pojawiając się na płycie stadionu na małej scence pośród tłumu grając "Speed of sound". A następnie przebiegając bokiem pod trybunami powrócili na główną scenę kontynuując piosenką "Clocks".
Nie zabrakło również piosenki "Us against the world". Aż w końcu nadszedł czas na finał dźwiękami "Fix you" i "Every teardrop is a waterfall", zaśpiewane przez cały stadion. W końcowej fazie piosenki Martin wyszedł na scenę z polską flagą i na koniec występu pocałował scenę, w którym to momencie rozległ się pozytywny krzyk wzruszonych fanów.
Świecące opaski xylobands wędrują z rąk fanów do kieszeń i torebek, jako wspaniała pamiątka tego wieczoru.
I w ten oto sposób jedna z największych imprez muzycznych tego roku, dobiegła końca. Jeszcze wychodząc ze stadionu, wracając do swoich domów, tłum śpiewał wspólnie "ooo ooo ooo" z "Viva la vida".
I w ten oto sposób jedna z największych imprez muzycznych tego roku, dobiegła końca. Jeszcze wychodząc ze stadionu, wracając do swoich domów, tłum śpiewał wspólnie "ooo ooo ooo" z "Viva la vida".
Było po prostu magicznie. Warte każdej wydanej na bilet złotówki. Oby więcej takich koncertów w Polsce. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz