wtorek, 7 czerwca 2011

Koczownik.

   Tak to właśnie ja. Stale przemieszczający się koczownik. Jakoś nie potrafię sobie znaleźć właściwego miejsca w tym wirtualnym świecie.Choć w rzeczywistości też niezbyt dobrze mi z tym idzie. Nie mogę zliczyć ile już przed tym blogów zwiedziłam i zaludniłam swoją osobą. Szkoda, że w rzeczywistości podróże nie są tak łatwe jak tu. Wszystko mogłoby być o wiele prostsze gdyby tylko jeden "klik" miał decydować o spełnieniu naszych marzeń. Ja mam takich wiele. Największym z nich jest podróż do Stanów. I wierzę, że spełnię je już niedługo.
Póki co spełniam się w tych o wiele krótszych i bliższych podróżach, z kompanami "wariatami":)



A oto niedzielne słoneczne i jakże upalne południe w starym mieście Kraków.

 KFC life tastes great! - bo obiad jeść gdzieś trzeba.





Jak on to robi?




My wariaci i diabeł! :)


 A teraz twoja kolej!




Natalia - którą zobaczycie jeszcze nie raz i nie dwa;)








 Czas na odpoczynek.










Bo z diabłem zdjęcie sobie zrobić trzeba było! :)



    










 












Wyprawa zakończyła się ponad 2-wu godzinną podróżą pociągiem, byliśmy wykończeni. "Kraków zdobyty!". Co następne? Las Vegas!

1 komentarz: